To nie jest zwykła gra.
Nie ślęczę przed komputerem, ślniąc się radośnie na widok kolejnego, powalonego przeze mnie stwora, przejechanej krowy, czy rozpierdolonego na drobne strzępy, zabawnie popiskującego, robaka.
Gra toczy się o wysoką stawkę - o życie, emocje, pogodne ranki bądź ponure, mimo słońca, niedziele.
Nie wpadła żadna bomba do piwnicy,
nie będzie na kogo wypadnie, na tego bęc.
W tej grze nie używa się plastikowych pionków. Postaci mają rysy twarzy,
może po ojcu, może po matce, może po nich obojga.
Mają zdjęcia, z których wyglądają radośnie nagie bobasy, pierwszokomunijne uśmiechy,
zdjęcia z papierosem, na imprezie,
na kacu, na śniegu, na łódce.
Kolekcje skadrowanych chwil.
Plansza ograniczona jest jedynie prawami natury, jak chociażby prawem ciążenia. Chodzą więc i krzyżują swoje drogi, doprowadzając do interakcji, które zawsze obfite są w reakcje.
Są ludzie, którzy znaczą dla mnie wiecej, niż chłoptaś w koszulce polo, mijający mnie na ulicy,
czy też wciąż ta sama kobieta, sprzedająca mi w mleczarskim dwuprocentowe mleko.
Dzielę siebie dla nich, między nich, dając to, co najcenniejsze u mnie i najbardziej przeze mnie od innych pożądane.
Daję swoje tęsknoty, obawy, radości duże, małe, najmniejsze, uwagę, troskę. Daję siebie.
W każdym słowie, przecinku, kropce kończącej zdania - jestem JA.
Są moje paznokcie, którymi podrapuję, są płyny fizjologiczne słone bądź słodsze, mrugnięcia powiek, spokojne bądź ciężkie oddechy.
Jestem im uchem życzliwym, pomocną ręką, spojrzeniem, grymasem twarzy.
Zdarza się jednak graczom popełniać błędy. Diabeł tkwi w szczegółach,
ale potknięcia się wybacza przecież.
Zdarza się, jesteśmy omylni.
Co jednak, gdy czujesz jak ktoś przyłożył Ci po mordzie?
Co, jeśli robią coś, co odbierasz jako zdradę Ciebie, tych wszystkich chwil
z Tobą spędzonych, godzin spoufalania sie, otwierania się przez skórę, mięśnie, żebra.
Tak do końca, do serca, do komór, zastawek, naczyń włosowatych.
Co wtedy? Co z naszymi myślami, słowami, literami, którymi się dzieliliśmy?
Co z ludźmi, na których zależało mi,
na każdym z osobna w pewien szczególny sposób, gdzie próżno się doszukiwać matryc, wzorów i odpowiedników, a którzy sprawili, że czuję się źle?
Tylko bez pierdolenia o sztuce wybaczania.
Dorośli ludzie są świadomi swoich wyborów i ich konsekwencji.
Więc ja już nie chcę.
Więzi zostały mocno nadwątlone,
nie utrzymają całego ciężaru żalu,
jaki jest we mnie.
Więc ja już tak nie chcę.
Nie chcę się dzielić z nimi swoimi marzeniami,
nie powiem o spoconej koszmarem nocy.
Zapomnijcie o wszystkim.
O tym, że lubię mocne piwo, długo spać, patrzeć w morze, o córce Nadii,
która będzie kiedyś.
Zapomnijcie.
Raz, dwa, trzy.
Skończyłam się dla was.
Ja po prostu nie umiem już z wami żyć.
Nie chcę się dzielić tym, co dla mnie najcenniejsze,
a o pogodzie mogę porozmawiać z panią, sprzedającą mi mleko.