Bez tytułu
Kuchenne krzesło tronem mym. Berłem nóż.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Kuchenne krzesło tronem mym. Berłem nóż.
Proszę
staje mi
w gardle.
Nadrabiam
dziękuję.
Niech no tylko
zaplączę się
w przydługich
nogach
i dotknę palcem świat.
W cyfrowym
papierowym
formacie
jest łatwiejszy.
Mrok nieprzyzwoicie lepi się do oczu.
"Obnażam przed nim kilkanaście centymetrów ciała.
Tak pięknookiemu chirurgowi
pokazałabym o wiele więcej."
A ja niepostrzeżenie zwiększam dystans do metra. Na poczekaniu.
Mrużyłam oczy, barwy neonów rozpływały się. Światła. Złośliwe.
W oczekiwaniu na zielone zamykałam powieki, twarz chłodził podmuch przejeżdżających samochodów.
Nie ryczały dość głośno, aby zagłuszyć myśli, zdradliwe silniki.
Niewidzącymi oczami patrzyłam.
Na tych wszystkich gdzieś spieszących, roześmianych, zadumanych...
Czekając na tramwaj.