Bez tytułu
Rzecz się miała w niedzielne, leniwe popołudnie, kiedy to rodzina, odpoczywając po sobotnich weselnych harcach zasiadła licznie do stołu, aby nadrobić zaległości w rozmowie.
Jako że warunki wyjątkowo sprzyjające: suto zastawiony stół, sącząca się muzyka, kolejna lampka wina, przysłuchiwałam się pogawędkom w rodzinnym gronie, a nawet, co więcej, wzięłam w nich udział, pytając o pewną pannicę, siostrzenicę żony mego chrzestnego, najmłodszego brata mej mamy.
(Wiem, powinnam popracowac nad formułowaniem zdań pojedynczych, a przynajmniej nie tak mocno złożonych, wręcz karkołomna konstrukcja, nieprawdaż?)
Pannica owa, praktycznie rówieśniczka, towarzyszka z lat dziecinnych, a nawet tych, kiedy jasnowłose zwie się podlotkami, z którą to podbijałam serca męskiej części publiczności, szalejąc na parkiecie w miejscach nie zawsze przeznaczonych dla osób w naszym wieku. Otóż zaręczyła się ona ze starszym o trzy lata facetem po pół roku "poważnego związku" i iluś tam miesiącach podchodów tak zwanych. Sądzić by kto mógł, słuchając opowieści o wybranku serca panny J., że korzenie ma pewnie włoskie. Choć Polakom ułańskiej fantazji nie brakuje, ten wykracza poza wszelkie normy. Ale do rzeczy. Po tych wszystkich ochach i achach, zachwytach a propos ich młodzieńczej miłości, wzrok obecnych skierował się w mą stronę i padło pytanie, którego we wspomnianych okolicznościach nie mogłam się nie spodziewać. Jako że jestem kolejną do wydania za mąż, jako że nigdy głośno, ale jednak zawsze porównywano mnie i moje osiągnięcia do kolei żywota panny J. Wystarczające wytłumaczenie, choć życie właściwie nauczyło mnie, że nawet pytając o przyczynę, nie zawsze nam zostanie ona wyjaśniona.
-A Ty, Kocie, masz kogoś?- zapytała konspiracyjnym prawie że tonem ciotka. [o zgrozo, nawet dalsza rodzina zaczyna mnie tak nazywać, już praktycznie nikt nie mówi do mnie po imieniu]
-Wiecie, to nic poważnego właściwie. Był lipcowy, sierpniowy, był wrześniowy, październikowy, listopadowy, grudniowy także, teraz zżera mnie ciekawość, kim będzie ten styczniowy.
[Matka w tym momencie spojrzała na mnie z okropnym wyrzutem i zażenowaniem, nigdy nie mogła znieść mojego ciętego języka]
Wystarczyło.
Więcej tematu mego życia osobistego nie poruszono.
Kropkę nad i sobotnio-niedzielnym weselnym obżarstwie
postawiłam na wczorajszej, czwartkowej stypie.
Cóż, życie nie rozpieszcza bynajmniej.