Bez tytułu
I tylko
trawa śliniła się wieczornie
a niebo zaciemniało mi obraz.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 01 | 02 | 03 | 04 |
I tylko
trawa śliniła się wieczornie
a niebo zaciemniało mi obraz.
Odliczam dni,
potem będę liczyć
tylko na siebie.
To była całkowita konspira, schowaliśmy się przed ludźmi w studni odrapanego podwórka i jedliśmy sobie z rąk przejrzałe czereśnie. Ręce moje, usta, naznaczone słodyczą; ręce moje, usta, pociągnięte czerwienią soku, lepiły się bardzo. A gdy już przypieczętowałam Cię tajemnicą czereśniowej pieczęci, zerwałam się na równe nogi i biegałam wkoło gubiąc po drodze oddech. Świat wirował, świat zwariował, a razem z nim i ja. Śmiałam się opętańczo, strzelałam pestkami w brudne okna i tylko czekałam, kiedy wyjrzy bliżej nieokreślona głowa i pogoni nas z hukiem. Skrępowałeś mi ręce, a wtedy, nie mogąc pstrykać pestkami, stawałam z Tobą w zawodach w pluciu pestkami na odległość. Zawsze wygrywałeś, mistrzu w pluciu pestkami.
A gdy już wypstrykałam się, wyplułam dostatecznie, zawieszałam próby pokonania Ciebie i wtedy przychodził czas na łykanie. Połykałam jedną pestkę za drugą, śmiejąc Ci się w nos. Brałam Twoją dłoń i witałam Ciebie ze sobą. Wplatałam Twoje palce we włosy, głaskałam opuszkami powieki. Zęby na przywitanie Ciebie stanęły w równym szeregu, reprezentacja gotowa do powitania błyskała w uśmiechu. Nie wiedzieć czemu, straciłam nagle na pewności siebie i schowałam się przed Twoim wzrokiem gdzieś za Twoim uchem. W tej zadziwiającej bliskości zacierały się granice. A gdy już zrównałam swój puls z Twoim, gdy oddychaliśmy wreszcie jednakowo miarowo, gdy mój zapach zdążył pomieszać się z Twoim, wychyliłam się
z kryjówki i znów byłam cała na wyciągnięcie ręki. Sprzedawałeś mnie swoim policzkom, którymi się o mnie ocierałeś, swoim ustom błądzącym po szyi. Częstowałeś się mną dopóki nie wystraszył Cię furkot wzbijających się w niebo gołębi.
Wykradliśmy im kawałek nieba i uciekliśmy ze studni z odrapanych kamienic na wysokie łąki.
- Wiesz, co najbardziej podoba mi się w kursie na prawo jazdy?
- Instruktor?
- Zawsze miałam zamiłowanie do środków lokomocji. Do ludzi - nie bardzo.
Chciałam Ci tylko powiedzieć, byś nie przynosił mi kociąt, mówiąc, że to moje dzieci.
Zająknęłam się.
W przeciągu lat 25 uzupełniał niedobory ciepła wódką. Teraz ma do dyspozycji ciepłe łóżko.
- niepracująca wątroba -
- zgnilizna -
- krew -
Od rana patrzę w okno.