Bez tytułu
Na parkiecie leżały pety papierosów, gaszone podeszwami ich butów.
Odsłaniałam zęby, chyba w uśmiechu. Miał przełamać i stopić lody,
których nie zdołał rozpuścić alkohol.
Panowało poruszenie, głosy podpitych zagłuszały sączącą się muzykę.
Przytknęłam palce do uszu i całkiem jak dziecko,
bawiłam się zatykając raz po raz uszy.
Szum, szum, szum. Szumiało mi w głowie od nadmiaru wrażeń,
dym papierosowy gryzł w oczy, drażnił gardło.
Byłam znużona, ale robiłam dobrą minę do średnio zabawnej gry, w której każdy zdążył juz kilka razy zmienić swoją rolę. Wpatrywałam się w ich twarze, szukałam jakiegoś punktu zaczepienia. Czegoś, co przykułoby mój wzrok i dzięki czemu przestałabym chaotycznie lustrować wnętrze.
Los będzie dość łaskawy, aby zadbać i o mnie.