Bez tytułu
Wszystko zaczęło się od świeżo umytych zębów,
które głaskałam zachłannie głodnym językiem.
Gładkie zęby nadawały łagodności całemu światu,
ścierając mu kanty,
o które normalnie mogłabym się dotkliwie pokaleczyć.
Ode mnie zaczynał się świat wspaniałości i występków.
Powiedziałam do siebie głośno:
Do twarzy mi będzie w tym wieczorze!
i jakby na moje życzenie, na tysiąc moich chceń, oczekiwań, roszczeń, zrobiło się na niebie przejrzyście,
księżyc śmiał się do mnie pełną gębą
i nawet krawężniki były na tyle wygodne,
że nie musiałam zbyt wysoko podnosić nóg.
Sprzyjały mi okoliczności,
dopełniając tło ówczesnych wydarzeń.
Szłam, choć wydawałoby się, że płynę miękko nieco ponad ziemią,
bujając biodrami na boki,
niby łajba bujana falami.
Niebo było mi miękkie w smaku pokolorowanym granatem,
drzewa częstowały zieloną nadzieją,
a ja sunęłam w tę nocną porę po gładkiej, ciepłej skórze miasta.
Gwiazdy mówią, że to jeszcze nie mój czas. A ja im kurwa wierzę.