• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Holly shit.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 31 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2011
  • Luty 2011
  • Styczeń 2011
  • Lipiec 2008
  • Kwiecień 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005

Archiwum 12 marca 2006

Bez tytułu

To były czasy, gdy kpiłam z całego kordonu żołnierzy
w cywilu,
wspinając się ponad ich głowy po schodach z wyheblowanych przez Ciebie słów.
Żołnierze wyciągali ku mnie swe nie dość długie ręce,
mając nadzieję złapać mnie jak piłkę, bojąc się o dno,
z którego nie odbiłabym się, lecąc w dół.
Kajali bezgłośnie wzrokiem;
a gdy nie poskutkowało i to - wyciągali ku mnie swoje troskliwe języki
i ryli we mnie prawdą,
której nie chciałam znać,
doprowadzając do skurczów brzucha
i nierytmicznego serca.
Tak okaleczona, okładałam się mięsem;
które zapeklowałam jeszcze zeszłej jesieni,
abyś przezimował w mej spiżarni;
a Ty wżerałeś się solą w moje mięśnie, przenikałeś przez kości i wiązałeś się ze szpikiem.
Rosłeś ze mną, pulsowałeś moją krwią, oglądałeś świat przez moje uszy, wsłuchując się w to, co mówiły moje oczy.


A potem przyszedł jeż.
Złośliwe dziecko intuicji wycięło mi nożyczkami z życia kilkanaście śródtygodni;
ślizgałam się przez poranki, wieczory
i tak bardzo modliłam się o to,
żeby nie czuć nocy i przetrwać dzień. Sięgałam dłońmi do swoich łopatek,
tonąc w sobie i rzece słonego niepokoju,
której nie dała rady zatrzymać żadna z tam kłamliwej racjonalności.

Ty zjawiałeś się czasem,
zadając fizycznie odczuwalny ból, którego nie potrafiłam znieść.

A mi zmieszały się kolory ze wszystkimi smakami świata, tworząc bezkształtną, bezzapachową breję,
w której brzytwy głaskały nadgarstki.




Tonęłam,
raz kwiląc jak dziecko,
innym razem wybuchając szlochem.




Tonęłam,
nie mając siły krzyczeć o pomoc.




Tonęłam,
żeby wypłukać z siebie całą sól życia,
jaką dla mnie byłeś.



A jej ciepłe dłonie na włosach,
które głaskały uspokajająco,
płakały z bezradności po wszystkich kątach domu,
nie wiedząc, jakiej siły muszą użyć, aby mnie z tego podnieść.




Wstałam wreszcie,
chwiejąc się na nogach,
czując się lżejszą o dwadzieścia sześć wymazań gumką.

Przez chwilę resztką naiwnej wiary uwierzyłam znów w Ciebie, powrócił mi apetyt na Twoje kucharzenie.



Piliśmy gorące herbaty na dworcu,
gdzie wszystko rządzi się swoimi prawami;
gdzie czas dłuży się trzykrotnie,
gdzie ludzie gubią się w myślach,
w rozkładach pociągów,
gdzie nawet jebane biedronki są w paski
i patrzyliśmy w siebie na odjezdne,
poganiani gwizdem konduktorowego gwizdka.



A potem,

















potem,


















potem dałeś mi na urodziny szczerość, podążając białą ścieżką za niejasnymi wyrzutami sumienia.





PomyliłyCisięręcepomyliłynogi.














Teraz nie ma już niczego,
teraz zaczęło się wszystko.





W moją pojedynkę.

 

14.08.2005

12 marca 2006   Komentarze (9)
Kocie | Blogi