Bez tytułu
Uczę się być ze swoimi myślami.
Być, nie bijąc się z nimi.
To trudna sztuka.
A może męczące, słone potem rzemiosło?
Czasami pod wpływem tutejszych obrazów zacinam się. Jakieś trybiki we mnie gubią jednostajny spokojem rytm i przeżywam wtedy dwugodzinne dramaty zmoczone łzami, gorzkie rozczarowaniem. Nienawidzę siebie takiej - nie panującej nad emocjami, nie dającej sobie rady z bezsilnością, przy której opadają ręce, wreszcie nie radzącej sobie ze zgubnym pędem, który każe uciekać jak najdalej, na ziemię, która niekoniecznie musi być moją obiecaną. Ale i to mija.
I tak właściwie to jest mnie coraz mniej.
Dzisiaj rano 47 kg. Kurwa, najwyższa pora wracać do domu.