Bez tytułu
Wiem. Mam dwie ręce, dwie nogi. To wystarczający powód do radości. Ale nie dzisiaj.
O ile jeszcze wczoraj byłam skłonna myśleć, że niezależnie od tego, co by się wydarzyło, dam sobie radę, teraz nie wiem co z sobą zrobić.
Dziekuję Ci mamo za ten realizm, który być może okaże się dla mnie zbawienny, którym jednak zabiłaś resztki mojej nadziei. Sama już nie pamiętasz? Zresztą, nieważne.
Pozwól mi wierzyć w to co chcę, póki nie wszystko jest przesądzone.
Powinnam zejść trochę niżej, za często tracę grunt pod nogami, ale ja inaczej nie potrafię żyć.
Rozumiesz? Ja muszę wierzyć. To mnie trzyma przy życiu.
Dziś chciałabym mieć wszystko. Świat leżący u moich stóp. Cokolwiek co zechcę na wyciągnięcie ręki.
Tylko właściwie po co?
Komuś mandarynkę? A może mandarynką?