*
W poniedziałek urodziłam się na nowo,
zmyłam z siebie resztkę niedzieli
i przygotowałam dłonie na przyjęcie wtorku.
Najbardziej uderzyła mnie środa,
jak zawsze trafiła w samo sedno, także i tygodnia.
Z czwartkiem zaciągnęłam się powietrzem,
żeby wypuścić je z piątkowym wieczorem.
Sobota puściła mi oko, obiecując niedzielę,
ale niedziela, ta niedobra niedziela, wybiegła
w przód tak szybko, że nie zdążyłam do niej dotrzeć,
a ta dobiegła już mety.
W poniedziałek miałam urodzić się na nowo,
a jednak, dalej niedzielna, przecieram zmęczone oczy.