*
Za jego wzrok łapczywie ogarniający me kołyszące się biodra
w czasie wspinaczki po schodach do nieba.
Za najwyżej cztery na pięć prywatności.
Za żelazną kurtynę mamiącą oczy głupców złotem.
Za dłoni wzajemne szukanie,
poprzedzone wglądem w przeszłość - należycie udokumentowaną.
Za błądzenie w meandrach szyi i żar, który palił wciąż mocniej.
Za coraz mniej tamtych, zupełnie zbytecznych
i coraz więcej nas - bardziej ludzkich.
Za brak konsekwencji mojej.
Za drogę, którą mnie prowadził,
wciąż zbyt trudną do zapamiętania,
na wypadek gdybym chciała wrócić.
Za me dłonie zbierające z jego skroni
bogate plony z zasianego w pracy zmęczenia.
Za cienie tańczące na ścianach.
Za światło świec łamiące miękko, bez trzasku, kontury mebli.
Za grzechy niepopełnione.
Za krok poza granicę.
Za spokojność nocy, ciszy niezakłócenie.
Za usta spijające wino z zagłębień mego ciała.
Za milczenie, za grę twarzy.
Za opowieści o myślach, które wciąż nie dawały spokoju.
Za mą naiwność pozwalającą obsadzać przyszłość.
Za noc spokojną, oddechów miarowość.
Za budzenie się kilkakrotne.
Za blizny i znamiona, których lokalizację należało,
korzystając z nocy, niezwłocznie poznać.
Za świt, który przywitał mnie śpiewem ptaków
i warkotem pierwszych samochodów przejeżdżającyh nieopodal.
Za okno z widokiem na pierwszy poziom nieba.
Za ramiona, którymi obejmował.
Za jej papieros naznaczony szczęściem,
w tekturowym świecie nikotyny
tkwiący całkiem nieproporcjonalnie do pozostałych.
Za me śmiejące się do wszystkich oczy.
Za mnie nieświadomą.
Bilans zysków?
Bilans strat.