Bez tytułu
Żagle pruły łono ciężarnego nieba. Chmury krwawiły szkarłatem,
spływały żółcią goryczy, zielenią nadziei, fioletem niepokoju.
Przepraszam, nie umiem inaczej.
Jestem szczęśliwy, a Ty?
Nie byłam przygotowana na taką dawkę emocji. Pod osłoną nocy upijałam zmysły czasem świetności, chłodnym brukiem pod stopami, tonącym w ciemnościach jeziorem. Ktoś patrzył wtedy na mnie, pamiętam, udałam, że nie widzę.
To przecież był mój taras, wynajęty kawałek prywatności z letnim stolikiem i krzesłami.
Dużo, dużo...
Letnia, lepka, leniwa niedziela, kiedy nie można było mówić zbyt dużo, bo zasychało w ustach. Pamietam, że wszystko było inne. Wrocław tonął w słońcu, pachniał przedwojennymi wakacjami, kamienicami w kolorze sepii, jak ze starych fotografii.
Otwarte okno. Pokrzepiający, spocony sen.
Nie pamiętam, aby kiedykolwiek było tak gorące lato.
Patrzyłam ludziom w okna, z drugiego, wysokiego piętra. Tonęłam w ciemnościach spowijających pokój, niezauważalna dla mieszkających na przeciw ludzi. Zapadał wieczór, umilkły samochody, w domach zapalano światła. Na balkonie pojawił się mężczyzna, nieświadomy odgrywanej roli, podglądany również przez swych sąsiadów, nawoływał bezradnie kota. Spytałeś wtedy, co się tam dzieje.
Ten facet zgubił swojego kota - powiedziałam i posmutniałam.
No i co Kocie? - pytałeś uśmiechając się upartymi oczami.
Nauczyłeś się tak do mnie mówić, wydaje mi się, że nawet wymawiałeś to słowo z jakąś nabożną czcią, a może tylko przekomarzałeś się w ten sposób?
Tyle o mnie nie wiedziałeś. Patrzyłeś zdziwiony. Jak zwykle.
Poważnych rozmów nie powinno się prowadzić nago. Nie można nic ukryć.
Ja wiem, nie wszystko można zrozumieć.
ostatnie zdanie zapisuje sobie w organizerze. jestem staroświecka. wrocę do tego za kilka lat.
bede siedziała nad kawą, z papierochem w dloni. nago.
Od kiedy jestes Kocie?
Kobieta-Kot...tak jak w filmie.
Dodaj komentarz