Bez tytułu
Chodzą za mną niewypite, obiecane dawno kawy,
zbyt ufne rozmowy i ciasne senne kadry z twarzami zawsze niewłaściwich mężczyzn, których wypycham z życia jak mogę.
Zdarzają się telefony z berlińskim akcentem
i wybuchami zaraźliwego śmiechu, kalibru koń-by-się.
Maile pisane w monachijskie wieczory, cierpliwe warszawskie ucho,
gdy wyję i klnę naprzemiennie;
stawiająca na nogi poznańska otucha.
Na deser wrocławskie noce za krótkie, gdyż świt zaskakuje otrzeźwiającym chłodem.
Wciąż zmięte bilety na tramwaj,
na który się notorycznie spóźniam; wymiany uśmiechów z nieznajomymi na przejściu dla pieszych,
okraszone ucieczkami wzrokiem;
nos lepiony do szyby, miasta moje.
Kolejki w mlecznym barze, dawno nagrane już jazzujące płyty,
które trafić nie mogą do rąk mych własnych
i długie ciemne samochody w ulicznych korkach, które powodują skurcze serca.
I to wszystko moje.
Moje.
MOJE.
MOJE.
może to niezbyt mądry, udany komentarz, ale właśnie po przeczytaniu Twojej notki tak ->:) się usmiechnelam:)
Dodaj komentarz